Diamentowa odmowa w proceduralnej Tanzanii
Uzasadnienie decyzji w sprawie przyznania „Diamentowego grantu” powinno zawierać odpowiedź na pytanie dlaczego MNiSW uznało, że podatnik ma finansować np. „badania sztuki naskalnej w Tanzanii”.Jeśli ta odpowiedź ograniczy się do przywołania niezaskarżalnej oceny eksperta, to mamy kolejny przykład „wymyku” administracji spod klasycznych reguł weryfikacji jej działań.
Na www MNiSW aplauz i ukontentowanie z okazji rozdzielenia „Diamentowych grantów”. Pośród „ugranconych” znajdziemy projekty: „Synteza populacji gwiazd symbiotycznych w Drodze Mlecznej.”, „Dwory arcybiskupów gnieźnieńskich do końca XV w. – struktura, urzędy, ludzie” jak i „Sztuka naskalna rejonu Kondoa w Tanzanii. Perspektywa archeologiczno-etnologiczna.” Mój faworyt to: „Akt lektury a organizacja czasu w perspektywie badań nad codziennością”. Więcej o sprawie w Rzeczpospolitej. Tu pomijam wybitność czy tylko oryginalność projektów jakie grantowano oraz skutki takiego modelu finansowania badań. Skupiam się tylko na aspekcie formalno-prawnym.
Kryteria przyznawania zawiera pkt IV.3. ogłoszenia III edycji konkursu. Wg pkt IV 4-5: Na podstawie dokonanej oceny, Zespół uzgadnia ocenę końcową poszczególnych projektów i na tej podstawie sporządza listę rankingową projektów, którą wraz z opinią w sprawie zakwalifikowania projektów do finansowania, przedstawia ministrowi właściwemu do spraw nauki, zwanemu dalej Ministrem. Na podstawie listy rankingowej Minister podejmuje decyzję o przyznaniu lub odmowie przyznania środków finansowych na realizację projektów.
Jeśli ocena ekspertów jest wyłącznie oceną biegłego to można ją „zwalczać” kontrekspertyzami i trzeba weryfikować formalnie w toku wydania decyzji. Jeśli założyć, choć to powinno jednoznacznie wynikać z regulacji prawa powszechnego, że ranking Zespołu wiąże ministra a inni eksperci są niedopuszczalni to de facto decyzję o przydziale środków publicznych podejmuje nie organ administracji publicznej a owi eksperci. A jeśli tak, to taka ocena ekspertów powinna być weryfikowana jak klasyczne decyzje administracyjne, łącznie z prawem jej zaskarżenia do sądu administracyjnego.
Rozdzielanie decydenta realnego (ekspert) od formalnego (organ-urzędnik) upowszechnia się w administracji nauki i szkolnictwa wyższego. Bliżej znane jest choćby z relacji uczelnia-PKA-MNiSW. Tam decyzja PKA (mocą art. 11 ust. 6 PSW) wiąże MNiSW i nie podlega kontroli sądowej, zaś decyzja MNiSW podlega kontroli sądowej ale w jej uzasadnieniu MNiSW opiera się na wiążącej ocenie PKA. Dla obrony takiego mechanizmu przytacza się argumenty, że urzędnik nie zna się na jakości kształcenia czy walorach projektu naukowego. Musi więc oprzeć się na ekspertach.
Ok, ale dopuszczenie oceny eksperta nie powinno oznaczać jej absolutyzacji. Polemika z takim ekspertem powinna być możliwa przy pomocy innych ekspertyz i poddana ocenie organu. Jeśli zaś ekspert realnie decyduje – powinien uzasadniać swą decyzję w standardzie art. 107 par. 3 KPA. Taka decyzja podlegać powinna zaskarżaniu do sądu administracyjnego. Skoro urzędnicy się nie znają to niech decydują eksperci. Ale w rygorach właściwych dla działań władczych administracji publicznej dystrybuującej środki podatnika. Przecież i sędziowie mają biegłych, ale to nie biegli wydają wyroki, z biegłymi można polemizować kontrocenami.
Tymczasem – mam wrażenie – że sytuacja w której ocena eksperta jest wiążąca ale uzasadniana ogólnikowo, bez standardów wymaganych art. 107 par. 3 KPA (lub analogicznych) i niezaskarżalna jest wielce wygodna. Pytanie jednak czy korzystna dla podatnika, rozwoju nauki czy jakości kształcenia. No i czy zgodna z Konstytucją. Np. w sprawie SK 61/12 Trybunał wytyczył konieczność zerwania z „błędnym kołem niezaskarzalności” w relacjach uczelnia – MNiSW – PKA.
Wracając – jak mawiają urzędnicy – na grunt przedmiotowej sprawy – jeśli do grantowej-diamentowej decyzji stosuje się KPA oraz prawo do skargi do sądu administracyjnego to warto ustalić czy piszący jej uzasadnienie pamięta o wytycznych sądu administracyjnego dla uzasadnień opartych na punktach (z wyroku weryfikowanego przez Naczelny Sąd Administracyjny w przegranej przez MNiSW sprawie I OSK 292/12). Tamta sprawa dotyczyła prostszego zagadnienia stypendiów, ale mechanizmy uzasadniania decyzji powinny być tym surowsze w sprawach o „większe sumy”.
Wg nich uzasadnienie nie może być ogólnikowe. Sąd wskazał, że „Nie jest tu wystarczające podanie skali punktacji danego osiągnięcia czy dokonania studenta”. Zdaniem Sądu punkty te należało nie tylko odnieść do konkretnie wskazanych dokonań studenta (…), ale także pisemnie uzasadnić dlaczego tak, a nie inaczej oceniono jego dokonania, czego zabrakło do uzyskania maksymalnej liczby punktów za dane osiągnięcie czy działalność, dlaczego tak, a nie inaczej je oceniono. Dopiero taka szczegółowa ocena (choćby z wykorzystaniem dopuszczonych w sprawie opinii ekspertów i kontrekspertów) pozwoli stronie w przedmiotowej sprawie ale i podatnikom zrozumieć dlaczego ze środków podatnika finansowane są np. „badania sztuki naskalnej w Tanzanii.
Bo jeśli takiego uzasadnienia się nie da napisać to byłoby bardzo źle. Jeśliby ani organ ani jego ekspert nie potrafili wskazać powodów, dowodów i faktów które uzasadniają wydanie 199 tys. zł w poważnie zadłużonym kraju na badania „Rytuałów pogrzebowych Majów Ixil: analiza naczyń z kolekcji w Nebaj (Gwatemala)” (a nie wydać np. na badania dotyczące reformy postępowania karnego, prawa zamówień publicznych czy oceny skutków regulacji) to może należy przerwać taką „promocję” „młodej nauki” na koszt podatnika? Zaoszczędzone pieniądze można wydać na już podjęte i łatwo mierzalne zobowiązania, np. emerytury dla absolwenckiej młodzieży (na które podobno już niedługo zabraknie), także tej „niediamentowej”.
Jeśli projektów jest więcej niż środków, to organ dysponujący „kasą” podatnika musi precyzyjnie (sam czy z pomocą biegłych) uzasadnić dlaczego dany projekt naukowy dostał 24 a nie 25 punktów i skutkiem tego uzyskał albo nie uzyskał finansowania. Jeśli to zagadnienie ponad „organu” siły, to zamiast wyłączać stosowanie KPA czy weryfikację sądu administracyjnego w spectrybach rozdziału grantów, może organ administracji publicznej nie powinien się w ogóle takimi sprawami władczo zajmować. Może w ogóle politycy powinni pozostawić ocenę projektów naukowych prywatnym decyzjom naukowców i ich sponsórów a jakość kształcenia opłacającym je kształconym, po co grać „dobrego wujka” na koszt i ryzyko podatnika?