O co mi chodzi ?
„Ustawy regulujące sektor edukacji, w tym edukacji wyższej, są w mojej ocenie – jak wskazywałem w czerwcu br. w wystąpieniu na III Ogólnopolskiej Konferencji Dydaktyczno-Naukowej „Kształcenie na kierunku budownictwo” – najważniejsze dla współczesności i przyszłości obywateli, tuż po ustawach konstytucyjnych. Twierdzę tak, biorąc pod uwagę wpływ systemu edukacji na rozwój i innowacyjność, na młode pokolenie, kształtowanie jego systemu wartości, ocen wywodzonych ze skutków danych zachowań promowanych lub piętnowanych w systemie, przyzwyczajeń z tego wynikających, horyzontu aspiracji i zakresu możliwości ich realizacji. Uważam, że wyniesione z murów szkół i uczelni postawy kształtują się pod wpływem działających w uczelniach motywatorów systemowych, które wpływają na codzienne i strategiczne wybory studentów i kadry akademickiej. Pośród tych motywatorów dominującą rolę odgrywa prawo. A w zasadzie nie tyle „prawo”, ile „legislacja”, rozumiana jako owoc demokratycznych mechanizmów, wola większości, a nawet „legislacyjna przemoc”, w szczególności w zakresie, w jakim reguluje dozwolone aktywności obywateli, kreuje monopole i przywileje lub zaburza kierunki strumienia dystrybucji środków finansowych oraz generuje efekty ich alokacji. Mój brak entuzjazmu dla legislacyjnego regulowania coraz liczniejszych pól życia społecznego, ograniczania aktywności edukacyjnej obywateli etatyzacją i kartelizacją w imię jakości, niechęć do finansowania z pieniędzy podatnika tego, co powinno być sferą prywatną, będą zapewne przebijał także z kart tej publikacji. Ujawniam więc je od razu i wprost.”
(ze Wstępu do mojego komentarza do wybranych przepisów Prawa o szkolnictwie wyższym)