201401.29
0

Unieważnianie egzaminów ?

Jeśli sprzedawca zatrudniony został w sklepie z naruszeniem prawa czy wymogów rekrutacji, potem zwolniony z tego powodu czy nawet ścigany karnie, sprzedał Klientowi telewizor, to czy Klient zastanawia się nad jego zwrotem lub koniecznością ponownej zapłaty? Oczywiście że nie (chyba że sam telewizor pochodzi z przestępstwa), bowiem ważna jest tu usługa a nie jej „wręczyciel”.


Oczywiście w szkolnictwie   wyższym ważniejsze jest utytułowanie niż przekazywana wiedza, bo istotną częścią usługi są kwalifikacje jej „wręczyciela”. Ale dlaczego te kwalifikacje badać przede wszystkim formalnie? Dlaczego domniemywa się że wykładowca „nieutytułowany” nie nauczy, a „utytułowany” – z samego tego faktu – odwrotnie? Czy w opisanej przez DGP sprawie studenci byli zadowoleni z wykładów, czy PKA oceniała kierunek? Nie aprobuję oszustwa ale pytam o hierarchię wartości i źródła problemów. Może nie mielibyśmy takich „kosmicznych” problemów gdyby relacja student-uczelnia była wyłącznie cywilnoprawna, bez stosów rozporządzeń, regulaminów, w tym wprowadzających minima kadrowe, zasady egzaminowania itp .Gdyby uczelnia mogła zatrudniać kogo chce, stosując swoje kryteria wyboru kadry, w tym skuteczność dydaktyczną, a nie ministerialne współczynniki. Gdyby kluczowe było czy student został nauczony, a nie czy zdał egzamin lub kto go prowadził.


Ale gdyby student szukał w uczelni wiedzy i umiejętności (także potrzebnych do zdania egzaminu państwowego dla niektórych zawodów) a nie dyplomu, to może i egzaminowanie (w znaczeniu restryktywnym) czy skreślanie z listy nie miało by sensu, bo student tak długo by się uczył i chętnie za naukę płacił aż się nauczy, tego czego pragnie. Ale  wtedy oferta uczelni musiałaby atrakcyjna, zwłaszcza w perspektywie finansowo-zawodowej, bez zachęt regulaminowo-przymusowych.